Koncepcja nowego modelu rynku energii powinna zostać powiązana ze strategią/doktryną energetyczną Polski. Niezależnie od nazewnictwa powinna obejmować zmiany w obszarze regulacyjnych usług systemowych, a dyskusja powinna toczyć się o kosztach zmian, bo ostatecznie nie idzie o energetykę tylko o konkurencyjność gospodarki - wynika z debaty nt. rynku mocy przeprowadzonej podczas XIII Kongresu Nowego Przemysłu.
Podczas XIII Kongresu Nowego Przemysłu odbyła się debata „Dwutowarowy rynek energii. Nowy model rynku”, którą moderowali Jerzy Baehr, radca prawny, partner zarządzający w kancelarii WKB, i Maciej Szambelańczyk, radca prawny, partner w kancelarii WKB. Uczestnicy dyskusji m.in. oceniali, czy wprowadzenie tzw. rynku mocy w Polsce w proponowanej formie - przejścia od jednotowarowego rynku energii elektrycznej do rynku dwutowarowego tj. energii i mocy - jest uzasadnione.
Potrzebna elastyczność bloków
Prof. Władysław Mielczarski, Politechnika Łódzka, ocenił, że obecna złożona sytuacja w elektroenergetyce to wynik niewłaściwego, złego działania operatora systemu przesyłowego i URE. W związku z decyzjami na poziomie UE, wskazywał naukowiec, od dawna wiadomo było, że udział OZE w systemie będzie rósł, a elektrownie konwencjonalne będą pracowały krócej i trzeba było zawczasu podjąć działania zapobiegawcze, czyli wprowadzić odpowiednie regulacyjne usługi systemowe. Czy zatem tzw. rynek mocy jest potrzebny?
- Nam rynek mocy w takiej formie jak proponuje ministerstwo nie jest do niczego potrzebny, bo to wszystko można kupić, czy zagwarantować przez regulacyjne usługi systemowe. Operacyjna rezerwa mocy może nie jest idealnym rozwiązaniem, ale to jest jeden z takich elementów. Mamy narzędzia, tylko trzeba ich użyć. Nie potrzebujemy tylko mocy, samej mocy. Potrzebujemy elastyczności jednostek, które będą bardzo szybko odpowiadały na zmianę zapotrzebowania. Mało tego, potrzebujemy jednostek w odpowiednich punktach systemu, odpowiednio rozlokowanych - przekonywał prof. Władysław Mielczarski.
Naukowiec wskazał, że budowa nowych mocy w obecnych warunkach jest problemem, bo w przeszłości był podmiot - państwo, który brał na siebie ryzyko inwestycji długoterminowych. Teraz rodzi się pytanie, kto podejmie to ryzyko.
- Nie ma wypracowanych metod szczegółowych, ale jest oprzyrządowanie prawne. Jeśli dojdziemy na skutek naszych symulacji do wniosku, że brakuje nam nowych mocy wytwórczych, to można ogłosić przetarg na ich budowę. Wprowadzanie nowego systemu (rynek mocy - red.) spowoduje jeszcze większy chaos - ocenił prof. Władysław Mielczarski.
Pakiet dla wytwarzania
- W wypowiedzi pana profesora, z którą w wielu punktach się zgadzam, brakuje mi docenienia, moim zdaniem, kluczowej roli ministerstwa, dzisiaj Ministerstwa Energii, jako tego, które kształtuje politykę energetyczną państwa. Operator systemu przesyłowego odpowiada jednak za bieżące, może nie tyle operacyjne, co taktyczne działanie na rynku energii, a strategia jest jednak przede wszystkim dzisiaj w Ministerstwie Energii, wcześniej w Ministerstwie Gospodarki. Myślę, że w tej triadzie (operator-regulator-ministerstwo - red.) główną rolę powinno się jednak przypisać ministerstwu odpowiedzialnemu za sektor energetyczny - ocenił Maciej Bando, prezes URE.
Prezes Maciej Bando wskazał, że jeśli sektor uważa, że nie ma przyszłości bez de facto dopływu dodatkowych pieniędzy, to znaczy, że główny dysponent polityki energetycznej powinien rozpocząć prace i przynajmniej na pierwszym etapie sprawdzić, czy tak jest. Szef URE opowiedział się, jak to określił, za pakietem dla wytwarzania.
- Pakiet dla wytwarzania nie może się składać z jednej rzeczy, z rynku mocy. Musi zawierać szereg rozwiązań, w tym jako główny tom nowe zasady usług systemowych. W tomach dotyczących inwestycji potrzebne jest uwzględnienie różnych rodzajów generacji, również redukcji zapotrzebowania na moc, wszystkich tych katalogów działań, które są próbowane w różnych krajach, o których doskonale wiemy - wskazywał prezes URE.
Prezes URE odniósł się też do tego, na ile brak pieniędzy w sektorze wytwarzania jest perspektywicznie niebezpieczny. W tym kontekście przypomniał, że zarówno badania PSE jak i ankiety URE pokazywały, że Polsce grożą niedobory mocy i energii, ze wskazaniem, że kryzysowa może być druga połowa lat 20-tych bieżącego wieku, charakteryzująca się według ówczesnych analiz niedoborem zdolności generacyjnych w Polsce i krajach sąsiednich.
Co się dzieje z cenami energii?
Istotna część debaty, co warte podkreślenia, dotyczyła mechanizmów kształtujących ceny energii na rynku energii elektrycznej w Polsce. Generalnie chodziło w niej o próbę wyjaśnienia, dlaczego tak się dzieje, że w powszechnej ocenie hurtowe ceny energii elektrycznej nie gwarantują opłacalności inwestycji w nowe moce, a z drugiej energia elektryczna sprzedawana jest ciągle po takich właśnie, nieadekwatnych do oczekiwań wytwórców cenach przy jednoczesnym braku bankructw.
Na tę sytuację zwracali uwagę prezes Maciej Bando i prof. Władysław Mielczarski. Wyzwanie wyjaśnienia, co się dzieje na rynku podjął Piotr Zawistowski, wiceprezes zarządu Tauron Polska Energia.
Piotr Zawistowski wskazywał, że model stanowienia cen na rynku energii elektrycznej zaczyna się de facto od rynku bilansującego, bo każdy gracz rynkowy postrzega ten rynek jako rynek, na którym ostatecznie zostanie rozliczony, jeśli nic wcześniej nie zrobi (nie kupi/sprzeda na rynku terminowym, na rynku dnia następnego). Wskazywał, że model rynku w Polsce jest taki, że jeśli ktoś nie produkuje energii, to generalnie nie dostaje pieniędzy, aczkolwiek został zmodyfikowany przez wprowadzenie operacyjnej rezerwy mocy. Podkreślał, że ceny energii elektrycznej i przychody segmentu wytwarzania wynikają ze stworzonych mechanizmów.
- Przedsiębiorstwa funkcjonują, ponieważ przepływy finansowe są nadal dodatnie, natomiast pojawia się problem z kapitałem na odtworzenie majątku, z akumulacją kapitału. Mówiąc językiem ekonomicznym, skrajnie rzecz ujmując mamy syndrom dodatniej EBIDTA, ale ujemnego EBIT-u - wyjaśniał Piotr Zawistowski.
Przypomniał przy tym, że sektor wytwarzania nie ma pełnej swobody w dysponowaniu blokami energetycznymi. Wątek bezpieczeństwa energetycznego „ jest broniony przez operatora systemu przesyłowego wszelkimi narzędziami jakie on posiada”.
Wiceprezes Taurona odniósł się do kwestii przepływów finansowych wewnątrz grup pionowo skonsolidowanych, odpowiadając prezesowi URE, który stawiał pytania, o to czy może sytuacja wytwarzania jest negatywną konsekwencją konsolidacji energetyki.
- Nie jestem w stanie przepompowywać pieniędzy z wytwarzania do sprzedaży bądź na odwrót. Gdybym w ten sposób obniżał rentowność wytwarzania i taka cena miałaby odzwierciedlenie na rynku TGE, to moi konkurenci korzystając z tej ceny oferowaliby energię moim odbiorcom, bo mogliby ją kupić. Takie działanie jest kompletnie askuteczne - wskazywał Piotr Zawistowski.
Prezes Maciej Bando ocenił, że sektor wytwarzania w istocie powinien mówić o potrzebach finansowych, o pieniądzach niezbędnych na nowe inwestycje chociażby na poziomie udziału własnego. Okazało się, że to raczej trudniejsza dyskusja niż o potrzebach KSE przeliczanych na megawaty. Także w kontekście rynku mocy. Piotr Zawistowski wskazał, że na razie, jeśli idzie o rynek mocy, to mamy projekt redystrybucji pieniędzy, ale ocenił, że dopóki za nim nie staną konkretne kwoty, to mówienie o finansowej wystarczalności systemu byłoby dywagacją.
Czas nagli
- Mnie w dyskusji na temat rynku mocy brakuje odpowiedzi na pytanie, jaki tak naprawdę problem chcemy rozwiązać. W debacie, która się toczy, widzę dwa nurty. Jeden to rozwiązanie problemu brakujących przychodów wytwórców, a drugi problem, o którym mówi PSE i także Ministerstwo Energii, to jest kwestia długofalowej strategii i budowy nowych mocy. Moim zdaniem te kwestie wymagają zupełnie innego podejścia, to są po prostu dwa zupełnie odrębne problemy, które w inny sposób będą też dyskutowane na poziomie europejskim - oceniała dr Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa Forum Analiz Energetycznych.
Joanna Maćkowiak-Pandera wskazywała, że jej zdaniem rynek energii elektrycznej mierzy się obecnie m.in. z problemem elastyczności aktywów wytwórczych i zakłóceniami cenowymi.
Także Jacek Misiejuk, członek Rady Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, wskazywał, że polski rynek energii nie jest w pełni dostosowany do obecnych wyzwań.
- Jesteśmy jednym z niewielu krajów w Europie, w których popyt na energię ciągle rośnie, a z drugiej strony mamy starzejące się, nieelastyczne moce wytwórcze , które są - zarówno odnawialne jak i te węglowe - bardzo wrażliwe na warunki pogodowe - mówił Jacek Misiejuk.
- Brakuje rozwiązań w zakresie adekwatności zasobów, zarówno w obszarach mocy jak i elastyczności wytwarzania, ale też w zakresie samego modelu rynku. Prace nad rozwiązaniami trwają i wydaje się, że kierunek jest nawet dobry, natomiast diabeł tkwi w szczegółach - oceniał Jacek Misiejuk.
Wskazał on że na rynku energii jest duże pole do aktywności odbiorców energii m.in. w obszarze mechanizmów mocowych (redukcja zapotrzebowania na moc przez odbiorców - demand side response - DSR ). Polska koncepcja rynku mocy przewiduje, jak wskazał Jacek Misiejuk przynajmniej deklaratywnie, że DSR znajdzie miejsce na rynku mocy, ale ocenił, że w projekcie jest kilka elementów, które odbiegają od wzorcowych rozwiązań stosowanych na innych rynkach i jeśli tak zostanie, to uniemożliwi to rozwój DSR.
- Zgodnie z obecnym projektem, już w styczniu trzeba byłoby zgłosić do certyfikacji ogólnej wszystkie aktywa nie jako punkty pomiarowe, ale jako ciągi technologiczne, które mają w 2022 roku uczestniczyć w rynku mocy. To jest praktycznie niemożliwe, zarówno z punktu widzenia odbiorców energii jak i agregatorów - ocenił Jacek Misiejuk.
Prof. Władysław Mielczarski wskazywał ponadto, że jego zdaniem proponowany tzw. rynek mocy jako rynek scentralizowany to mechanizm, w którym „ odbiorca właściwie nie ma nic do powiedzenia” i oceniał, że nie sięga po wszystkie dostępne zasoby mogące pomóc w utrzymywaniu równowagi systemu, a w tym po zasoby w systemach dystrybucyjnych. Z kolei Piotr Zawistowski pytany przez moderatorów o ocenę celowości wyodrębnienia w koncepcji rynku mocy koszyków aukcyjnych wskazywał, że w jego rozumieniu chodzi o takie ukształtowanie struktury wytwórczej, aby zapewnić bezpieczeństwo energetyczne.
Prezes Maciej Bando kolejny raz zaapelował, żeby przystąpić do realizacji pakietu dla wytwarzania, bo nie ma czasu, żeby latami rozmawiać o rzeczach wiadomych.
- Jakże wytwarzanie ma stabilnie i bezpiecznie wkraczać w następne 10-lecie, jeżeli dzisiaj obserwując istotny portfel wytwarzania w każdym koncernie, czyli rynek OZE, widzi jeden wielki obszar chaosu? Musimy wyznaczyć cele, które chcemy osiągnąć, i jak najszybciej wprowadzić je do realizacji, a nie co roku w zależności od tego, z której strony wiatr powieje, zmieniać cele strategiczne, bo inaczej dochodzi do absurdów. Prowadzimy do tego, że nikt nigdy za nic nie ponosi odpowiedzialności - konkludował prezes URE.